środa, 11 stycznia 2012

Operacja

    Siedzę przed salą operacyjną... to już TEN dzień, wreszcie Artur będzie miał schowane jelitko, worki odejdą w zapomnienie. Będę mogła go całować i pierdzioszkować po brzuszku. Będzie mógł na nim leżeć. No i oklepywaniu już nie będzie towarzyszył strach, że worek zaraz pójdzie. Na pewno będzie teraz o wiele efektywniejsze.
    Tak to dziś... teraz... tylko myślałam, że będę skakać z radości pod sufit, a mnie łzy napływają do oczu. Tak bardzo się stresuję, ściska mnie coś w klatce, tchu brakuje...
   Do ostatniej chwili nie wiadomo było o której będzie operacja i jestem sama bo Tomcio pojechał odespać. Był z Arturkiem całą noc, a było na pewno ciężko z powodu przedoperacyjnej głodówki.

    Drgam za każdym razem gdy te drzwi się otwierają, a niestety dzieje się to bardzo często. Non stop pielęgniarki wchodzą i wychodzą ale jak na razie nie rozpoznaję znajomych twarzy. To niebywałe jaki tu jest ruch, co jakiś czas widzę też małych pacjentów w swoich łóżeczkach. Wreszcie wyjeżdża wózek i maleństwo w środku, podbiegam, patrzę... a tam piękne oczka śmieją się do mnie... tylko, że jakiejś dziewczynki. Potem dopiero zauważyłam stojące obok wózka jej mamę i pielęgniarkę. Uśmiechnęły się ze zrozumieniem. Upss troszkę się wygłupiłam, ale to z tych nerwów. Potem do mnie dotarło, że po tak poważnej operacji nie wyjeżdżałby w zwykłym wózku. No nic, czekam dalej, to już ponad dwie godziny... wreszcie jest! To nasz lekarz! Podbiegam... Z uśmiechem na ustach mówi, że wszystko się udało, a Artur został przewieziony na Intensywną Terapię.
     Nie jestem w stanie opisać jak wielka jest moja radość :) Ale Wy przecież wiecie...


1 komentarz:

  1. Gabrysiu, gratuluję! to już po i będziecie mogli się pierdzioszkować po brzuszku ile wlezie:)

    OdpowiedzUsuń