niedziela, 1 stycznia 2012

Dobro powraca


    Właśnie wróciliśmy z noworocznego spaceru. Tak bardzo nie mogłam się doczekać nowego roku i wcale nie chodzi mi tu o sylwestrowe świętowanie. Mam po prostu nadzieję, że ten nowy będzie lepszy, da nam siłę i wytrwałość. jednocześnie bałam się tych ostatnich dni grudnia, obawiałam się co nas jeszcze może spotkać. I w sumie to niepotrzebnie bo napotkało nas niebywałe szczęście.
    Zaczęło się od tego, że bardzo długo zastanawiałam się czy poprosić o pomoc. Nie wiedziałam, że to takie trudne i nie chodzi tu o dumę, bo przecież to pomoc dla dziecka. Pojawiały się takie myśli: czy na pewno mam prawo o to prosić, czy nie jesteśmy jednak w stanie sami sobie poradzić, czy inni nie są bardziej potrzebujący.
    Życie rozwiało moje wątpliwości, okazało się, że finansowo nie damy rady. Tomek tylko pracuje a nasz budżet ucierpiał na kupnie leków, jak również dojazdach do szpitali i przychodni.
    Zwróciłam się więc o pomoc do Fundacji MATIO, a także skontaktowałam się z kilkoma osobami z drużyny harcerskiej, którą prowadziłam przed laty. Dzięki czemu mogliśmy dla Arturka kupić worki o wartości 700 zł -starczyły na jakieś 14 dni, jak również inhalator i nebulizator (koszt ok 1000 zł- z czego część jest refundowana przez NFZ).
    Nie wierzyłam długo w nasze szczęście, cóż mogę powiedzieć bardzo wszystkim dziękuję. I niech mi tylko ktoś spróbuje powiedzieć, że harcerstwo to przestarzała instytucja. Moje kochane "dzieci", przepraszam nie gniewajcie się o to określenie, ale tak właśnie myślę - jesteście cząstką mnie.
    Ucieszyło mnie jak usłyszałam jakie sukcesy odnosicie, Marta założyła Szczep a Łukasz jest Komendantem Hufca. Po prostu duma mnie rozpiera. Życzę Wam wielu sukcesów i radości z Waszej ciężkiej pracy. Chętnie też usłyszę o losach pozostałych członków 16 JDH "Piorun".

   To niesamowite, że wystarczył jeden telefon, jedna krótka rozmowa i natychmiast podjęto działania, żeby pomóc mojemu dziecku. Dzięki Wam moje szkraby są szczęśliwe, bo ich mamusia coraz częściej chodzi uśmiechnięta.
    Zdecydowałam się na taki tytuł posta być może troszkę nieskromnie. Kiedy prowadziłam drużynę harcerską nie myślałam o tym w ten sposób. Nie zastanawiałam się, czy robię coś dobrego, po prostu zajmowałam się tym co kochałam, co sprawiało mi niebywałą frajdę. I pomimo tego, że byłam czasem zbyt wymagająca to mam nadzieję, że miło wspominacie wspólnie spędzony czas.
    Choć utwierdziły mnie w tym już dziewczyny, które prosiłam o pomoc, bo usłyszałam: "nawet nie muszę wiedzieć o co konkretnie chodzi. Jeśli Ty i Twoje dziecko potrzebujecie pomocy, to zrobię wszystko co w mojej mocy" lub na moje słowa, że chce się jakoś odwdzięczyć: "nie martw się, już wystarczająco dużo dla nas zrobiłaś" . I znów ryczę ale tym razem to łzy szczęścia.


A ten uśmiech Arturka i Pati jest dla tych wszystkich, którzy mają dobre serduszka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz