Relacja z Festynu bardzo Wam się spodobała, dziękuję za słowa pochwały i jednocześnie przepraszam, że tak rzadko uzupełniam posty, ale moje życie uległo diametralnej zmianie właśnie po Festynie :) czy na lepsze? ...myślę, że wkrótce tak na prawdę się to okaże.
Już tłumaczę - przy okazji wymyślania różnych atrakcji na Festyn, padały przeróżne pomysły, również takie, które z powodzeniem mogłyby się stać osobnym przedsięwzięciem. Nazbierała się ich taka ilość, że wspólnie z Karolinką i Wojtkiem doszliśmy do wniosku, że to czas najwyższy na założenie Stowarzyszenia. Pomysłów jest dużo, chęci też nie brakuje, gorzej z rękami do pracy, bo Festyn pokazał nam, że zdecydowanie więcej potrzebnych jest osób do tzw. "trzonu organizacyjnego" tego rodzaju projektów.
Zorganizowaliśmy pofestynowe spotkanie z wolontariuszami, w głównej mierze aby im podziękować za trud i włożoną pracę podczas Festynu, ale również aby zachęcić do dalszej współpracy. Ku mojej wielkiej radości kilkanaście osób zadeklarowało swoją pomoc w mniejszym lub większym stopniu. Nadal jednak szukamy chętnych osób, więc jeśli macie chęci, dobre serduszko i możecie wygospodarować trochę czasu jako wolontariusze stowarzyszenia to piszcie do mnie proszę.
Chciałabym jeszcze na chwilę wrócić do spotkania pofestynowego, które zorganizowaliśmy w formie zbiórki harcerskiej, podczas pisania konspektu czułam się w swoim żywiole :) była i gawęda -o dziwo nie zajęło mi dużo czasu wymyślanie tej historii, była już od jakiegoś czasu w moim sercu i w trakcie pisania- uwierzcie mi -łzy ciurkiem płynęły mi po policzku.
Dawno temu w odległej krainie, wysoko w górach znajdowała
się wioska. Jeden z mieszkańców Salus miał syna, na którego zły szaman
rzucił klątwę. W momencie, gdy to nastąpiło w chacie palił się lampion, legenda
głosi, że dopóki ogarek świecy płonie dopóty mały chłopczyk Matio będzie żył.
Salus dokładał wszelkich starań, aby świeca ciągle płonęła, co nie było
takie proste. W wietrzne dni, gdy płomień uginał się od podmuchu, Matio wtedy o wiele
gorzej się czuł, niknął w oczach. Salus z przerażeniem obserwował, że knot
jest coraz krótszy i nie mógł temu nic zaradzić, ponieważ w wiosce brakowało
już materiału, który mógłby za niego posłużyć.
Pewnego dnia doszły go słuchy, że na całym świecie jest
tylko jedno miejsce gdzie znajduje się taka ilość knotów, jaka by wystarczyła
na kolejne 5 lat życia chłopca. Salus był przerażony: „Jak to?! Mogę
przedłużyć życie mojego dziecka tylko o
5 lat?! Nie to nie możliwe?!”
Z drugiej jednak strony wiedział, że musi zdobyć ten knot,
ale przecież Matio jest zbyt słaby, żeby wyruszyć z nim w podróż, nie może się
przecież jednocześnie w podróży zajmować chorym synem i ochraniać świecę przed
zgaśnięciem – to zbyt wielkie ryzyko. Zostawienie w domu świecy byłoby
najrozsądniejsze…, ale kto ją będzie ochraniał?! A co jeśli wyruszy,
zostawiwszy synka i nie zdąży wrócić na czas?! Straci ten krótki czas, jaki
mógłby spędzić w ukochanym dzieckiem…
Tak właśnie bardzo często się czuje... wiem, że za wszelką cenę muszę utrzymać synka w dobrej formie, jego zdrowie jest ulotne jak płomień świecy. A każde zapalenie oskrzeli czy płuc powoduje nieodwracalne zmiany, każda choroba skraca jego życie...
Mam tą świadomość, że "knot" kiedyś się wypali a "podróż po kolejny" jest zbyt trudna, żeby ją odbyć w pojedynkę. Ta TRUDNOŚĆ w naszym przypadku polega na CZASOCHŁONNOŚCI.
I to wcale nie polega na tym, że chce się kimś wyręczyć tylko zrozumcie, chce w pełni wykorzystać ten krótki czas, który jest mi dany na cieszenie się swoim dzieckiem... Statystyki mówią, że to walka tylko o 5 kolejnych lat... Jestem pewna, że warto ale pomóżcie mi "zdążyć wrócić na czas"...
...w tym miejscu pozostaje mi tylko ponowić prośbę:
BARDZO PROSZĘ ZGŁASZAJCIE SIĘ NA WOLONTARIUSZY NASZEGO STOWARZYSZENIA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz