czwartek, 28 lutego 2013

Spontan :D


Rzutem na taśmę jeszcze w lutym chciałabym opisać Wam tegorocznego niezapomnianego sylwestra.
Wszystko zaczęło się 31-ego grudnia 2012r obudziłam się ok 10-11 stej ponieważ siedziałam całą noc nadrabiając wpisy na blogu :P weszło mi to niestety w nawyk tzn. i nadrabianie i siedzenie po nocach ale nie o tym chciałam :)

    Z oczami na zapałkach jadłam śniadanko, gdy Patrycja zapytała się kiedy odwiedzimy Daniela i Wikusie (kuzynów z Mazur) coś mnie tknęło wtedy niesamowicie i z całym przekonaniem pytam się jej- a może chciałabyś dziś do nich pojechać? Choć wcześniej nie miałam ani razu takiej myśli. Artur przecież chory, a ja z tego tytułu niemiłosiernie zmęczona, ledwo po świętach, tyle obowiązków zaległych ze sprawami stowarzyszenia więc miałam wrażenie, że ktoś za mnie wypowiada następne zdania. Bo Papka od razu z krzykiem radości poleciała do taty i woła, że jedziemy na sylwestra na Mazury. Tomek z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy wszedł do pokoju i pyta się co znów wymyśliłyśmy za żarty.
    Odpowiedziałam krótko: szybko się decyduj póki jestem na tyle zmęczona, żeby racjonalnie nie myśleć-jedziemy na sylwestra do Siódmaczków? Nie musiałam w sumie Tomka pytać, wiedziałam jaka będzie jego odpowiedź :D i zaczęło się wielkie pakowanie z dwie godziny chyba zajęło. Najciężej Artura spakować, bo to strach, że się czegoś zapomni, dla nas to jeszcze można coś dokupić w razie potrzeby, ale jego mleko tylko na receptę, no i te wszystkie leki (obliczyć zapas), inhalator, dokumentacja medyczna itp.

    Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie powiedzieliśmy naszej rodzince z Mazur, że do nich się wybieramy, więc to była totalna niespodzianka. Przemierzyliśmy ok 450 km, w drodze pojawiły się obawy czy ich w ogóle zastaniemy? Czy nie będą na nas źli? Czy ta decyzja to czasem nie kryzys wieku średniego? Pomyślą sobie, że zwariowaliśmy :P
    Ale jechaliśmy dalej i ok godziny 22-giej, gdy dotarliśmy na miejsce, podjechaliśmy pod bramkę Tomek zapalił długie światła i zaczął trąbić. Wujek po jakimś czasie wyszedł z domu, było widać, że zły kto to tak hałasuje o tej porze i nie widział nas w środku samochodu- oślepiony reflektorami, dopiero jak podszedł bliżej- widok jego miny bezcenny :D Wkrótce ogólnym krzykom i śmiechom radości nie było końca :) już wiedzieliśmy, że udała nam się niespodzianka. Nie zdążyliśmy się jeszcze w pełni rozgościć i sobą nacieszyć, a już prawie wybijała północ, szybko do samochodów i pojechaliśmy na ulubioną miejscówkę oglądać fajerwerki :)




Każda wizyta u naszych Siódmaczków kojarzyć mi się już będzie z pysznym jedzonkiem, Arturek był w siódmym niebie a karmienie go to czysta przyjemność ;)


Bardzo szybko się zaaklimatyzowaliśmy, atmosfera była cudowna, Arturkowi mazurskie powietrze służyło bo widać było gołym okiem i uchem ;) poprawę.


Wiktoria chętnie zajmowała się Arturkiem, Pati wpatrzona w Daniela ;) wiec mogłam naprawdę odpocząć. Długie rozmowy, spacer, piesek, króliczki, urodziny wujka -wspaniale spędziliśmy tych kilka dni.


Apetyt też nam wszystkim dopisywał ale jak spojrzycie na zdjęcia poniżej to nie będziecie się dziwić :D





Po niecałym tygodniu wróciliśmy do naszej szarej rzeczywistości, ale z naładowanym akumulatorami i paroma kilogramami więcej ;) teraz jestem pewna, że podświadomość zrobiła swoje, popchała mnie ku tej decyzji bo tego właśnie było mi potrzeba, kontakt z ukochanymi, wspaniałymi ludźmi, odpoczynek i udowodnienie, że stać nas jeszcze ... jak by to młodzież nazwała ...-na spontany :)





niedziela, 10 lutego 2013

Przygotowania do Jarmarku :)


Święta Wielkanocne zbliżają się wielkimi krokami a my zachęceni powodzeniem podczas Jarmarku Bożonarodzeniowego postanowiliśmy również uczestniczyć w tym Wielkanocnym :)

Nie byłoby to oczywiście możliwe bez pomocy niezwykle utalentowanych osób, które zdecydowały się przekazać nam swoje wielkanocne rękodzieła.

Aż 14 osób pozytywnie odpowiedziało na moją prośbę o podarowanie Arturkowi swoich prac. Bardzo się cieszę i ogromnie wszystkim dziękuję. Już teraz gorąco wszystkich zapraszam na nasze stoisko bo będziemy mieć przepiękne rzeczy podarowane z dobroci serca. A cały dochód ze sprzedaży powędruje na subkonto Arturkowe w Fundacji MATIO. Pieniądze te zostaną przeznaczone na jego leczenie i rehabilitację.

W ostatnich dniach dużo czasu spędziłam na odwiedzaniu przeróżnych blogów handmade, naprawdę zazdroszczę talentu i pasji, aż by się chciało samemu stworzyć coś tak pięknego :) może uda mi się wygospodarować choć trochę czasu i choć spróbować ;) w zeszłym roku przecież z Patusią zadbałyśmy o świąteczny wielkanocny akcent   





Jeśli ktoś chciałby się przyłączyć do tego projektu to zachęcam do kontaktu ze mną.