Rzutem na taśmę jeszcze w lutym chciałabym opisać Wam tegorocznego niezapomnianego sylwestra.
Wszystko zaczęło się 31-ego grudnia 2012r obudziłam się ok 10-11 stej ponieważ siedziałam całą noc nadrabiając wpisy na blogu :P weszło mi to niestety w nawyk tzn. i nadrabianie i siedzenie po nocach ale nie o tym chciałam :)
Z oczami na zapałkach jadłam śniadanko, gdy Patrycja zapytała się kiedy odwiedzimy Daniela i Wikusie (kuzynów z Mazur) coś mnie tknęło wtedy niesamowicie i z całym przekonaniem pytam się jej- a może chciałabyś dziś do nich pojechać? Choć wcześniej nie miałam ani razu takiej myśli. Artur przecież chory, a ja z tego tytułu niemiłosiernie zmęczona, ledwo po świętach, tyle obowiązków zaległych ze sprawami stowarzyszenia więc miałam wrażenie, że ktoś za mnie wypowiada następne zdania. Bo Papka od razu z krzykiem radości poleciała do taty i woła, że jedziemy na sylwestra na Mazury. Tomek z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy wszedł do pokoju i pyta się co znów wymyśliłyśmy za żarty.
Odpowiedziałam krótko: szybko się decyduj póki jestem na tyle zmęczona, żeby racjonalnie nie myśleć-jedziemy na sylwestra do Siódmaczków? Nie musiałam w sumie Tomka pytać, wiedziałam jaka będzie jego odpowiedź :D i zaczęło się wielkie pakowanie z dwie godziny chyba zajęło. Najciężej Artura spakować, bo to strach, że się czegoś zapomni, dla nas to jeszcze można coś dokupić w razie potrzeby, ale jego mleko tylko na receptę, no i te wszystkie leki (obliczyć zapas), inhalator, dokumentacja medyczna itp.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie powiedzieliśmy naszej rodzince z Mazur, że do nich się wybieramy, więc to była totalna niespodzianka. Przemierzyliśmy ok 450 km, w drodze pojawiły się obawy czy ich w ogóle zastaniemy? Czy nie będą na nas źli? Czy ta decyzja to czasem nie kryzys wieku średniego? Pomyślą sobie, że zwariowaliśmy :P
Ale jechaliśmy dalej i ok godziny 22-giej, gdy dotarliśmy na miejsce, podjechaliśmy pod bramkę Tomek zapalił długie światła i zaczął trąbić. Wujek po jakimś czasie wyszedł z domu, było widać, że zły kto to tak hałasuje o tej porze i nie widział nas w środku samochodu- oślepiony reflektorami, dopiero jak podszedł bliżej- widok jego miny bezcenny :D Wkrótce ogólnym krzykom i śmiechom radości nie było końca :) już wiedzieliśmy, że udała nam się niespodzianka. Nie zdążyliśmy się jeszcze w pełni rozgościć i sobą nacieszyć, a już prawie wybijała północ, szybko do samochodów i pojechaliśmy na ulubioną miejscówkę oglądać fajerwerki :)
Każda wizyta u naszych Siódmaczków kojarzyć mi się już będzie z pysznym jedzonkiem, Arturek był w siódmym niebie a karmienie go to czysta przyjemność ;)
Bardzo szybko się zaaklimatyzowaliśmy, atmosfera była cudowna, Arturkowi mazurskie powietrze służyło bo widać było gołym okiem i uchem ;) poprawę.
Wiktoria chętnie zajmowała się Arturkiem, Pati wpatrzona w Daniela ;) wiec mogłam naprawdę odpocząć. Długie rozmowy, spacer, piesek, króliczki, urodziny wujka -wspaniale spędziliśmy tych kilka dni.
Po niecałym tygodniu wróciliśmy do naszej szarej rzeczywistości, ale z naładowanym akumulatorami i paroma kilogramami więcej ;) teraz jestem pewna, że podświadomość zrobiła swoje, popchała mnie ku tej decyzji bo tego właśnie było mi potrzeba, kontakt z ukochanymi, wspaniałymi ludźmi, odpoczynek i udowodnienie, że stać nas jeszcze ... jak by to młodzież nazwała ...-na spontany :)