poniedziałek, 12 września 2011

Wreszcie go zobaczę.


    To już trzecia doba po porodzie, dostałam wypis. Nie chciałam jechać do domu, musiałam zobaczyć Artura, choć moja kondycja fizyczna i psychiczna pozostawały wiele do życzenia to nie było innej opcji. Tomek bardzo się tego obawiał m.in. z tego powodu, że gmach szpitala w Prokocimiu jest ogromny, a co za tym idzie długa droga do przebycia na oddział, a ja nie byłam jeszcze w pełni sprawna po cesarce. Druga sprawa to, że Arturek był podpięty do ogromniej ilości sprzętu i mąż mi powtarzał, że to nie za przyjemny widok. Jego obawy wzrosły po tym jak wpadłam w atak histerii zaraz po wyjściu z sali jeszcze w Ujastku. Sama nie rozumiem jak to się stało, po prostu na widok dziecka na rękach swojego taty stojących na korytarzu- coś we mnie pękło.  Nie obyło się bez środków uspokajających ale w dalszym ciągu upierałam się, żeby jechać do małego.
    I to było najlepsze co mogłam wtedy zrobić. Te kilkadziesiąt minut, które pozwolono mi przy nim spędzić, dało mi siłę i przekonanie, że będzie dobrze …że musi być dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz