To już
trzecia doba po porodzie, dostałam wypis. Nie chciałam jechać do domu, musiałam
zobaczyć Artura, choć moja kondycja fizyczna i psychiczna pozostawały wiele do
życzenia to nie było innej opcji. Tomek bardzo się tego obawiał m.in. z tego
powodu, że gmach szpitala w Prokocimiu jest ogromny, a co za tym idzie długa
droga do przebycia na oddział, a ja nie byłam jeszcze w pełni sprawna po
cesarce. Druga sprawa to, że Arturek był podpięty do ogromniej ilości sprzętu i
mąż mi powtarzał, że to nie za przyjemny widok. Jego obawy wzrosły po tym jak
wpadłam w atak histerii zaraz po wyjściu z sali jeszcze w Ujastku. Sama nie
rozumiem jak to się stało, po prostu na widok dziecka na rękach swojego taty
stojących na korytarzu- coś we mnie pękło.
Nie obyło się bez środków uspokajających ale w dalszym ciągu upierałam
się, żeby jechać do małego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz