Mam wrażenie, że Artur płacze przez całe dnie i noce, z
krótkimi przerwami na sen i jedzenie. Jestem na skraju załamania, w dodatku
kręgosłup od noszenia mi siada. Pewnie już dawno bym zwariowała gdyby nie
wsparcie sióstr i Profesora.
Dziś na przykład od jakiś 40 minut lulam, husiam,
śpiewam po prostu wychodzę z siebie, żeby uspokoić Artura, który najwyraźniej
jest głodny ale musimy przestrzegać grafiku jedzenia. Z dyżurki
lekarsko-pielęgniarskiej, która oddzielona jest od naszej sali szklaną ścianą
wychodzi Ordynator. Nagle zabiera mi z rąk Artura mówiąc: „chodź stary, idziemy
na piwo bo ta kobieta Cię zamęczy” no i wyszli z sali. Zaskoczona usiadłam na
swoim leżaczku, nie rozumiejąc co się stało. Po chwili dotarło do mnie, że
Profesor nie mógł znaleźć lepszego sposobu na rozładowanie sytuacji, a
zwłaszcza mojego stresu. Niedługo zresztą musiałam czekać , aż wrócą do mnie w
akompaniamencie płaczu małego, a za nimi
podążała siostra z butelką ciepłego mleczka – 1:0 dla Artura J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz